Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.


Modlitwa Inna Niż Wszystkie
Leonidas. Karmiczne wspomnienia

W drodze powrotnej z Aten nasz autobus zatrzymał się przy Termopilach. Są to gorące źródła przy stromym wąwozie, pomiędzy górami Iti a morzem (zatoką) Maliakos. Przegrodzono w poprzek kawałek plaży, aby bronić Grecji przed lądowymi atakami od strony kontynentu. Dzięki strategicznemu położeniu Termopile odgrywały zawsze dużą rolę wyznaczając miejsce obronne. Najważniejszą bitwę stoczono tu w 480 r.p.n.e. Według grupy historyków bitwa była zbędna. Jakiś zdrajca przeprowadził Medów na tyły bronionego przesmyku. Król Leonidas odprawił ok. 4000 sprzymierzonych żołnierzy by w 300 mieczy, atakowany z obu stron, bronić tego miejsca dla zasady, zgodnie ze spartańskim pojęciem honoru, aż do śmierci wszystkich obrońców.
Podobne opowieści nastrajały mnie jeszcze 20 lat temu. Powołany do poboru Stanie Wojennym nosiłem mundur WOP-isty Zgodnie z obowiązująca wówczas doktryną ,,socjalizmu broniłem jak niepodległości”. Małymi kroczkami, pracując z moimi ,,Afirmacjami dla żołnierzy” i własnym nagranym dekretem ,,Żołnierze, wojny, bitwy, dowódcy” wychodziłem z wojennego pomieszania. Spartański sposób totalnej walki jest mi dzisiaj niemiły. Tych 300 silnych a głupkowatych ludzi budziło moją tak wielką niechęć, że opornie wysiadłem z innymi podróżnikami w miejscu Termopilskiej potyczki. Wyłącznie po to, aby się odprężyć po kilku godzinach jazdy. Rzeźba z jedną czarną uzbrojoną postacią wzorowana jest energetycznie na pomnikach III Rzeszy. Pewna osoba nie kryjąc wzruszenia poprosiła mnie abym i ją sfotografował przy cokole poległych greckich bohaterów. Wyraźny sentyment do Leonidasa przejawił się u tej istoty z przeniesieniem własnych emocji na cudze doświadczenia. Osoba ta, jak czas ujawnił, była dawniej Persem który w tym miejscu przeszedł do Aten, po trupach spartan.
Kiedy wróciłem do Polski, trafił do mnie razem ze greckimi wspomnieniami również i sam Leonidas. A ja odreagowując emocje, przywołałem sobie z Pamięci Bożej tę plażę, tę bitwę.
Mogę napisać, że nagrodę za walkę zespół odebrał wspaniałą. Ja moją przyjmowałem z energetycznym śladem miecza wbitego w korpus. Jak doszło do ostatecznej bitwy? Był to epizod, rozpisanego na wiele wcieleń i wiele kampanii, cyklu ćwiczeń i wcześniejszych wojennych doświadczeń. Cała grupa szkoliła się np. w jednej ze szkół na górach Wu-Dan gdzie Leonidas był mistrzem walki dla siebie i uczniów. Zebrani ponownie w jednym miejscu, mogliśmy dowieść czynem, jak nas wyszkolono i do czego jesteśmy zdolni. Imię Leonidasa jest kojarzone z postacią i walką zawsze i wszędzie. Ze starożytnej przed macedońskiej Grecji oprócz ekipy ,,Ateńczyków” oraz ludzi kultury jak pisarze i artyści, powszechnie znamy niewiele nazwisk. Żadnych władców, poza mitycznymi bohaterami. Leonidas jest jedynym królem greckim, jedynym spartaninem jaki przetrwał we wszystkich podręcznikach, w powszechnej świadomości. Tymczasem ,,przechodniu powiedz Sparcie, że leżymy tutaj posłuszni jej prawom”. Taki nie oddający prawdy o motywach napis, umieszczono na pomniku poległych. Podobnie da się opisać człowieka który latach 80-tych wpił litr wódki i przegrał potem zakład, że własną głową przebije na wylot mur gruby na jedną cegłę. Nieustępliwość za cenę cierpienia, za cenę własnej głupiej niepotrzebnej śmierci. Choć nie tędy droga, to bitwa stoczona 2500 lat temu, jej żołnierze i dowódca są nieustająco wzorem dla setek pokoleń greków, dla milionów ludzi obcych nacji. Zobaczmy też to co dzieje się w USA i w owych krainach gdzie można i trzeba mieć karabin pod poduszką. Zastanówmy się jak żyć na co dzień, jeśli w przyjaźni mając miecze, pistolet u boku i wolę walki w sercu, mamy stanąć przed twórczą siłą miłości i prosić ,,przyjmij mnie do siebie Boże jakim jestem teraz”.
Wokół Termopil i legendy Leonidasa istnieje dość ciekawe pomieszanie. Grecy właściwie docenili jego poświęcenie wystawiając pomnik tamtym wartościom, Medów najmując do zrobienia kampanii promocyjnej. Ci znaleźli okazję by umniejszyć jak się dało wielkość tamtej decyzji.

Jak było naprawdę ?
Wyruszając ze Sparty Leonidas wybrał wyłącznie wojowników którzy mieli synów. Sojuszników, pieszych hoplitów stawiło się ok. 4000. Nie było pośród nich ateńskich pieszczochów. Główna armia miała nadciągnąć po zakończeniu świąt Apollona Karneńskiego i igrzysk olimpijskich. 70 000 ludzi Kserksesa nie zechciało jednak poczekać. Ich ataki na Termopile do momentu zdrady nie dawały rezultatów. Wojska otoczone z obu stron osłabiono o 3000 ludzi odsyłając ich do obrony domu. Spartanie i 700 Tespijczyków osłoniło ich odwrót. Równolegle odbywała się walka na morzu. Hellenowie dysponowali flotą 270 terier i pomniejszą drobnicą z ok. 5 tys ludzi na pokładach. Przejęcie Termopil przez Medów i otwarcie bram przyniosło by wycięcie w pień odprawionej greckiej piechoty przez wrogą konnicę i rydwany. Zniszczona zostałaby też cała flota i to nie z morza a od strony lądu, ponieważ ucieczka możliwa była jedynie przy brzegu i to wyłącznie dla 2 statków równocześnie. Kto w ten sposób darował czas innym, nie dawał sobie już prawa powrotu do własnego domu.
W kronice Akaszy jest też informacja o prywatnej wojnie toczonej z dawien dawna pomiędzy Kserksesem a Leonidasem. Jest też zapis o pięknej, kochanej córce Leonidasa jaka uległa wypadkowi i której ręki nie dało się uratować od gangreny. Uroda dziecka, jego wdzięk i miłość kaleki do ojca były sprzeczne z kodeksem Likurga. Pozbywszy się dziecka zgodnie z tym kodeksem i prawami wspólnej dla nich obojga karmy Leonidas nie pragnął już z wyprawy powracać do swojego kraju.

Polacy ideę walki do końca znają doskonale. Mieliśmy już Potop, byli Turcy, zabory. W każdej wojnie znajdzie się jakiś mistrz który chce lub musi udowodnić swoją determinację i miłość do wojny. Były polskie Termopile w wojnie polsko-bolszewickiej. Następne we wrześniu 1939r. W bitwie pod Bzurą dowodził kpt. Raginis zwany teraz polskim Leonidasem. Z jego 720 żołnierzy przeżyło kilku. On sam wysadził się w powietrze w ostatnim bunkrze. Dowódcy, królowie wysyłający żołnierzy na śmierć a działający w ukryciu to zupełnie inna pieśń.
Mamy do wyboru drogę walki lub doświadczanie miłości, szczęścia. Z jednej strony męka poligonów i zapach walki, z drugiej niezależność i święty spokój. Nie spodziewajmy się jednego i drugiego równocześnie.

Z dzieciństwa pamiętam zachwyt jaki wzbudził u mnie widok sandałów legionisty, a szczególnie skórzane rzemienie opinające łydkę. Miałem wielki sentyment do broni noszonej na plecach jak japoński miecz, czy też kołczan. Do niedawna miałem upodobanie do wygodnych i do paradnych mundurów. Lubię nosić mocne wojskowe buty z opinaczami, kurtki dopasowane i niekrępujące ruchów. Mojemu państwu-Sparcie ofiarowałem całego siebie, tamto życie składając na Termopilskiej plaży. Sparta zabrała mi coś jeszcze z obecnego wcielenia-10 lat szczęśliwego małżeństwa. Małe dzieci obojga płci odbierano matkom, by w koszarach, do 30-go roku życia doskonalić je do walki. Założenie rodziny stawało się możliwe dopiero po tym okresie i po przeżyciu szkolenia. W obecnym wcieleniu rodzinę założyłem po 30-ce, w dużej mierze prowadzony trybem spartańskiego życia. Wychowanie spartańskie moim zdaniem niewiele różniło się od tego, na co wyraziłem zgodę, w moim drugim, dziwnie znajomym tybetańskim wcieleniu. Od 3-go roku życia rozwijano mnie tam w dyscyplinujących klasztorach. Cel życia był podobny. Ostateczna walka ze złem i niegodziwościami. Na mój koszt, moim staraniem, z ranami wyłącznie w mojej własnej duszy.

Uznanie społeczne, szacunek oddanych ludzi, splendor, żołd płacony regularnie to są spodziewane dzisiaj efekty akcji podobnych do Termopilskiej bitwy i każdej pracy mundurowej.
Należy sobie- kierując ludźmi – znaleźć odpowiedź na pytanie, jaka jest wiarygodność dowódcy prowadzącego innych ku pewnej śmierci. Jaka też determinacja, jakie intencje człowieka szkolącego się przez wiele męczących wcieleń i żyjącego powiedzmy 20-40 lat tylko po to, aby gdzieś w polu polec w bitwie. Wypatrującym jeszcze potyczek oraz chwały oręża proponuję wykonać operację myślową i podumać, co stanie się jak nie powrócą do domu, po takim nadzwyczajnym wyczynie, po złożeniu ofiary z samego siebie. Jak zareagują najbliżsi.

Pośmiertny pomnik mojej wiernej ideom grupy, jest zaiste wielki. A Wy obecni i byli strażnicy, wojacy jaki spodziewacie się otrzymać za swą kreatywną służbę? Jaką chcecie przeczytać po sobie inskrypcję?


Opublikowano: 24/02/2008
Autor: s_majda


Komentarze

Dodaj komentarz

Ten wpis ma 2 komentarze

  • Nick Zabicki pisze:

    Nie mysle o sobie ze kiedys bylem Spartanem, Gladiatorem, Trojanczykiem, zreszta nie zastanawiam sie nad tym, moja uwage przykul tutaj fakt "zafascynowania widokiem sandalow, skorzanymi rzemieniami" to wlasnie przypomnialo mi moj sen z przed wielu lat, a raczej cykl jednego i tego samego snu ktory powtarzal sie przez dosyc dlugi okres czasu. Snu ktorego nie lubilem i balem sie tego snu. balem sie samych nocy kiedy wiedzialem i bylem pewien ze przysni mi sie. Wszystko zaczynalo sie od tego, ze zaczynalem slyszec inaczej wieczorem. Slyszalem wszystko lecz inaczej. GLosy ludzi, domownikow, czy z glosnikow televizora byly bardzo mechaniczne, zupelnie podobne do glosu z tasmy szpulowego magnetofonu kiedy przytrzymasz, przycisniesz palcem szpule tasmy i dzwiek staje sie inny, taki przeciagniety. Taki byl wlasnie poczatek nocy w ktorej mial przyjsc do mnie sen. Moj wlasny strach pojawial sie o wiele wczesniej. Sen byl stosunkowo krotki. Znajdowalem sie w dozym wysokim pomieszczeniu i pomimo tego ze nie wiedzialem gdzie jestem, zdawalem sobie sprawe ze jestem pod ziemia. Pomieszczenie bylo wykute w skale, lub moze byly to jakies jakinie polaczone ze soba. W tym snie znajdowalem sie zawsze w tym samym miejscu, na srodku polaczen. Dotykalem dlonia do swojego ramienia i wtedy czulem skorzane naremienniki na swoich ramionach. Te sny byly bardzo intensywne. Czulem wszystko wyraznie fizycznie, czulem zapach wilgoci tych pomieszczen, pomimo ze nigdy nikogo nie wiedzialem w tym snie, czulem ze tam oprocz mnie jest ktos jeszcze. Szedlem przed siebie. Dochodzilem do poteznych krat. Prety krat byly zelazne, bardzo grube, to czulem w moich dloniach. Stalem naprzeciw tych krat i po drugiej stronie pojawialy sie zwierzeta. Wychodzily z jakiejs ciemnosci. Slon, lew, jakies inne zwierzeta ktorych nigdy nie moglem zapamietac. W pewnej chwili ta brama, te kraty pod naporem zwierzat przewalay sie na mnie i przyciskaly mi klatke piersiowa. Czulem jak ciezar miazdzy mi moje pluca, czulem smak wlasnej krwi w ustach. Wtedy sie budzilem i wymiotowalem. Za kazdym razem ten sam sen, przez bardzo dlugi czas. Nie szukam w sobie pytan czy bylem zolnierzem, gladiatorem, legionista, przynajmniej nie czuje takiej potrzeby w sobie. Zastanawiam sie tylko co moze znaczyc podobny sen, czy jest w nim cos wiecej niz moj wlasny strach przed czyms czego nie wiem, lub nie rozumiem.

  • s_majda pisze:

    Wiele o karmie gladiatorów opowiadał E. Cayce. Po polsku wydano książkę ,,Odszedłem aby powrócić." rejestrując się w USA w ARE Caycego dostaniesz za niewielkie pieniądze wgląd w jego wszystkie zapisy.

    Kilka wspomnień jest też na CUD.

    Polecam związane z tematem art z mojej strony nt ,,Rycerzy światłości" oraz WSZYSTKIE- teksty działu ,,żołnierz i prostytutka."